aż wreszcie wytarła pazur o kant stołu i łeb ciężki od Wandy odwróciła. "No to może wypijemy" - powiedziałem, "o, tak!" - Wanda za musztardówę chwyciła, ale zaraz jej ręka spowolniała, w nozdrza wykwintne odór ciepłej gorzałki musiał uderzyć, na małym łyczku, piękna, poprzestała, tak samo zresztą jej mąż, inżynier Henryk Wiator. "Dawno nie widziałem Roberta, rozstaliśmy się po studiach" - oświadczył wpatrując się we mnie i te słowa mu pomogły, bo tiki przestały po twarzy mu chodzić, patrzył na mnie uprzejmie, wzrokiem jasnym a szczerym do rozmowy zapraszając, "Robert się ucieszy" - odpowiedziałem, uśmiechnęli się do mnie rozkosznie oboje, inżynier paczkę papierosów zaraz wyciągnął