dni później to zdjęcie. Zdumiewające: nogi Roszka znajdowały się wprawdzie niemal półtora metra ode mnie, ale jego głowa jakimś cudem była tuż nad moim ramieniem. I niech mi teraz ktoś powie, że rozciąganie ciała to strata czasu.<br>Tymczasem siwowłosy wydawca, na którego tak bardzo liczyłem, zupełnie zniknął mi z oczu. Dopiero kiedy padła komenda: "Zapraszamy do stołu", zauważyłem go przy misce z kawiorem, w pierwszym szeregu. Najwyraźniej czaił się tam od dłuższego czasu, bowiem jak zdążyłem się zorientować, ten właśnie kawałek podłogi stał się naraz marzeniem wszystkich. Rachityczny poeta, świeżo nagrodzony, bez skutku usiłował się tam dostać, torując sobie drogę staromodnym