nie zaczęła.<br>- Byliśmy, zdaje się, szczęśliwym małżeństwem, Antoni - powiedziała cicho.<br>Ach, więc to! Byliśmy, było, dawniej, kiedyś... Czas przeszły na wszystkie sposoby odmieniany. Dla niej życie ciągle posiadało jakąś ciągłość, jakiś jednym, prostym nurtem płynący sens.<br><page nr=188> - Czy nie tak? - Co?<br>- Było nam dobrze ze sobą. Dwadzieścia dwa lata, Antoni. Milczał. Dwadzieścia dwa lata? Mogła równie dobrze powiedzieć: dziesięć lat, trzydzieści, nawet czterdzieści. Sens wynikał ten sam. Żaden. Nie pojmowała, że życie może się rozpaść jak zbutwiały łachman. Odeszła go nagle nienawiść. Spłynęła z niego, nawet osadu nie pozostawiwszy. Wszystko to nie miało żadnego sensu. Nawet nienawiść. Miał przed sobą dwa zaledwie dni