bezsilną złość. W jednej ze wspólnych scen wkładałam szklankę między nasze czoła i tak w napięciu erotycznym, rozmawiając poruszaliśmy się wczepieni w siebie wzrokiem. Gdy pytałam zalotnie - "Podobam się Panu?" - odskakiwałam, szklanka się wyślizgiwała i rozbijała na podłodze. Ogromne emocje, jakie wkładaliśmy w to, by ją utrzymać, zostawały nagle przerwane. Efekt był taki, jakbyśmy nagle obudzili się z jakiegoś snu, jakbyśmy wracali z dalekich krain do rzeczywistości. Dość niesamowity, dokładnie taki, o jaki chodziło reżyserowi. W obu scenach nie używałam psychologii, tylko, skupiona na wykonaniu innych czynności, grałam jakby skondensowane emocje postaci.<br>Wesele Grzegorzewskiego stało się nie tylko sukcesem zespołu, ale