wszystkim wokoło, lekarzom, sąsiadom w pensjonacie letniskowym, nawet katechetom swoich wnuków. Pedagog i wychowawca, który mając blisko 60 lat pogrąża się w romans z młodą kobietą (pisze o niej pogardliwie: efemeryda), by i ją po paru latach porzucić, gdy uzna za wygodniejsze życie u boku żony.<br>Tak nam przedstawił siebie Eugeniusz Romer, we wspomnieniach nie wiedząc czemu nazwanych pamiętnikiem, za to napisanych ciężkim stylem XIX-wiecznych rozpraw naukowych, nużących i napuszonych, czasem jednak jakby dla urozmaicenia drażniących młodopolską minoderią. Jakby tego było mało, pozwolił sobie zlekceważyć chronologię wydarzeń, wybiega w swej opowieści naprzód, potem cofa się, znów wyprzedza fakty, swobodnie mieszający