na rękawie, i witaliśmy rodaków okrzykami przez uchylone okna, i raz po raz któryś z nas skinął im ręką, tak jak nas ruchem dłoni pozdrowił z balkonu królewskiego pałacu dziesięcioletni, chyba, chłopiec, i ze zdumieniem i niedowierzaniem dowiedzieliśmy się później, że był to nie kto inny, tylko następca tronu, królewicz Fajsal,<br>i weszliśmy do naszego pokoju, chwyciliśmy ręczniki i mydło, i pobiegliśmy do łazienki: nasze spocone ciała, do których tak łatwo lgnął pył i piasek pustyni, jakiej spory szmat musieliśmy przemierzyć, domagały się wprost kąpieli, pluskaliśmy się więc długo i myliśmy sobie nawzajem plecy, tym razem nie dokazując i nie figlując