straszny rumor<br>i przyśpieszonym rytmem bije<br>serce. O, Boże, cóż za żmije<br>- szepce do siebie przerażony.<br>Przyszedł tu mile podniecony<br>świetnym zwycięstwem, pełen wiary,<br>że wśród oklasków, dziarskiej wrzawy<br>wybiorą posła i sztandary<br>zdobyczne wyślą do Warszawy.<br><br>Tymczasem sami to widzicie,<br>że się odmiennie toczy życie.<br>Najpierw chciał Tumor poprzeć Fuksa.<br>Myślał: To świetny jest dowódca!<br>Jak bystrze odgadł moje plany,<br>bo - chociaż nie wypowiedziany -<br>w zalążku tkwił w nich wariant z bramą,<br>a z triumfem trafił w sedno samo!<br>Wtem oto prostak ten, Maczuga,<br>wstaje i go od Żydów ruga<br>(bo że zarzuca mu kradzieże,<br>to się z zawiści niskiej