przysypiające jak kury na grzędzie, a szałet szeri! Wydzierał ciszę okolicznym łąkom, przemykał tasiemką asfaltu przez pola rozłożone pokotem niczym zmęczone ciała olbrzymów, by znowu dać się ponieść drzewom, niedostępnym za dnia leśnym drogom, piaszczystym kolanom wzniesień i podmokłym wąwozom, a szałet szeri!... Skąd Litwini wracali? Z nocnej wracali wycieczki. Gdzie tam! Oni wyruszali na nocną ucieczkę. Uciekali jak uszczęśliwieni dezerterzy! Po cerowanym asfalcie, po wertepach, gliniastych skorupach skwaru, koleinach deszczu, zostawiając daleko w tyle zamazaną łunę miasta. Oto świat prawdziwy! A szałet szeri!<br>W końcu samochód zwolnił, skręcił posłusznie za przekrzywionym ramieniem drogowskazu i po chwili błysnęła toń małego jeziora. Byli