na takim odludziu. <br>Buty zdjął przed progiem i jak hulaka z karykatury, wracający pod małżeński dach, pobiegł schodami do pokoju. Podszedł do okna. Spojrzał. Na dole, z koszykiem w ręce, szła wolno gospodyni, lustrując grzędy. Teraz się pochyliła. Patrzył na jej kłęby potężne, jakby pod nimi leżało wejście do bunkra. <br>Grzał ręce i nogi przy piecu i obserwował z przyjemnością, jak różowieją. Położył się na wznak i nogi nakrył kocem. I uśmiechnięty do ciepła ogarniającego ciało, zasnął. <br>Śniło mu się, że idzie sobie ścieżką, a ta ścieżka tak śliska, że myśli sobie, po co mi iść, kiedy mogę po niej holendrować