razy po twarzy, dla mojej Marie Badt i dla Tiny od Maryjki Homann i poszłyśmy dalej, żegnane wieloma niskimi ukłonami przez pana Wohla, do "Kirsteina"/5/ , do najjaśniejszego punktu w Pasłęku, miejsca, w którym miały się ziścić nasze pasłęckie oczekiwania, ponieważ według naszych wyobrażeń, Kirstein miał w swoim sklepie wszystko. Ileż pięknych rzeczy dotarło już z jego sklepu do naszego domu, a teraz wreszcie miałyśmy ujrzeć ten cały kram na własne oczy. Po drodze zobaczyłyśmy cioteczkę przechodzącą przez ulicę. Zapomniałyśmy o całym świecie, różnicach między miastem a wsią, żenowaniem się i stosownym zachowaniu i rzuciłyśmy się ku niej z radości, krzycząc