kolanach. Ruszamy. Maliński wiezie mnie inną drogą niż filobus, piękniejszą. Zdaje się, że nie ze względu na zabytki, bo kiedy go raz i drugi pytam o jakieś wspaniałości, nie wie, co to, a tylko ze względu na szerokość jezdni, po której rozwija dużą szybkość. Wreszcie rozpoznaję, gdzie jestem: Colosseum, Fori Imperiali, piazza Venezia. A potem, zamiast piazza del Quirinale, piazza della Pilotta, nie wiem, czy przez intuicję, czy przez dystrakcję: usłyszał mój ranny telefon i machinalnie zawiózł mnie, zapomniawszy o późniejszej informacji. Ale nie, a przynajmniej nie całkiem. Z piazza Pilotta znowu rusza. Wysiadam przed Kwirynałem. Po czym jak najwolniej schodzę