oświetlił Reynevana.<br>- Uczciwa twarz - skomentował. - Szczere, uczciwe oblicze. Wychodzi, pozory nie kłamią, a ów tu prawdę gada. Nieprzyjaciel Sterczów, tak?<br>- Tak, panie Czirne.<br>- Reinmar z Bielawy, tak? <br>- Tak.<br>- Wszystko jasne. Dalej, brać go. Rozbroić, związać. Postronek na szyję. Żywo!<br>- Panie Czirne... - wydusił z siebie chwycony mocnymi ramionami Reynevan. - Jakże to... Jakże...<br>- Jest na ciebie biskupi significavit, młodzieńcze - oświadczył niedbale Hayn von Czirne. - I nagroda za żywego. Poszukuje cię, widzisz, Inkwizycja. Czary albo herezja, mnie zresztą zajedno. Ale pojedziesz w pętach do Świdnicy, do dominikanów. <br>- Puśćcie mnie... - Reynevan stęknął, bo powróz boleśnie wgryzł mu się w przeguby rąk. - Proszę, panie Czirne... Jesteście