koliście odsłoneczną tęczą, w dalekie obłe połoniny, w lasy, przesnute siwą mgiełką.<br>- Od małego sam, ojciec skonał pod nożem, matka w studni, a mnie, w pieluchach, wyciągnęli potem z takiej, wie pan, bratrury, co się tam przypalało jęczmień na kawę, odratowali.<br>Nie wiem, nie wiem, co mnie tu trzyma.<br>Panna Julcia z gospody, kelnerka.<br>Pani Holiczowa, u której najęliśmy nocleg.<br>Jedyne kobiety poznane przez nas w miasteczku.<br>- Tylko u Haliczowej porządnie się wyśpicie, hotelu tu nie ma.<br>- Mieszkała na piętrze nad gospodą, pan Pytałowski wprowadził nas do szerokiej sklepionej sieni, poświecił zapałką, wskazał wilgotną, pnącą się stromo poręcz, podpartą balaskami, obrobionymi