tuż po wojnie wydał w Krakowie tom wierszy Przekleństwo morza i otrzymał, jak na te czasy, spore honorarium. Z satysfakcją pokazywał plik banknotów kolegom, którzy na próżno oczekiwali pieniędzy za złożone w wydawnictwie utwory. I cóż się okazało? W tym samym dniu, gdy napełnił portfel, poszedł do restauracji "Ermitage" na Karmelickiej i opróżnił go co do grosza, stawiając wszystkim zebranym gościom wódkę i zakąski. Bawił się tym, że może dysponować kwotami, o jakich ludzie wtedy nawet nie marzyli. Nazajutrz przyszedł do mnie z prośbą o pożyczkę, ponieważ nie miał za co zjeść obiadu. Kiedyś, idąc ze mną ulicą, wrzucił żebrakowi do