Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
na swoje miejsce, nie umiałem wytłumaczyć sobie ani Plujowi, skąd wiedziałem, że ta właśnie kartka jest oznaczona numerem siedemnastym.

- Jasnowidz! - drwił ze mnie w przerwie Biełokur. - Na pewno Korieniewski przedtem ci powiedział. Przecież jesteś jego pupilkiem.

- Całuj mnie w nos.

Nie czekając na wyniki egzaminu opuściłem szkołę i poszedłem do Kazi. Nie było jeszcze jedenastej.

Otworzył mi Aliosza. Nie zauważył widać mego zmieszania, gdyż zawołał wesoło:

- Adamczyk, dzień dobry... Idę właśnie z chłopcami do fryzjera. Siadaj! Kaziczka zaraz przyjdzie, kończy toaletę.

Widziałem z balkonu, jak rozhukane bliźniaki ciągnęły Alioszę za ręce i tarmosiły go na wszystkie strony. Z daleka jeszcze dolatywały
na swoje miejsce, nie umiałem wytłumaczyć sobie ani Plujowi, skąd wiedziałem, że ta właśnie kartka jest oznaczona numerem siedemnastym.<br><br>- Jasnowidz! - drwił ze mnie w przerwie Biełokur. - Na pewno Korieniewski przedtem ci powiedział. Przecież jesteś jego pupilkiem.<br><br>- Całuj mnie w nos.<br><br>Nie czekając na wyniki egzaminu opuściłem szkołę i poszedłem do Kazi. Nie było jeszcze jedenastej.<br><br>Otworzył mi Aliosza. Nie zauważył widać mego zmieszania, gdyż zawołał wesoło:<br><br>- Adamczyk, dzień dobry... Idę właśnie z chłopcami do fryzjera. Siadaj! Kaziczka zaraz przyjdzie, kończy toaletę.<br><br>Widziałem z balkonu, jak rozhukane bliźniaki ciągnęły Alioszę za ręce i tarmosiły go na wszystkie strony. Z daleka jeszcze dolatywały
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego