u dawnego huzara. Jaśniał nowinami. <br><br>Poszli do kuchni. Róża promiennie uśmiechnęła się do Konstantego, więcej, podała mu dłoń. Owszem, wcześniej też się to zdarzało, ale od święta, bardzo rzadko. Ona to zrobiła, aby mi dokuczyć - pomyślał Jassmont.<br>- Witaj, Różo, wysypiacie się jak na wywczasach w Zoppotach, dobrze wam artystom - zażartował Konstanty, stawiając bańkę z mlekiem na stole.<br>- Siadaj, co stoisz. Rozbierz się. <br>Konstanty obruszył się, mówił do niej, ale patrzył na Jassmonta. - Wczoraj nikt od was nie przyszedł, dziś też nie, powiada do mnie Stefa, idź, Kostek, zanieś im mleko, zobacz, może się coś stało, zachorowało któreś, no to jestem. - Konstanty