pierwszych miesiącach, potem wygasał, w miarę jak ruch zarazem słabł i radykalizował się, głuchnąc na głos jednych i drugich. Byłem w tym sporze jednym z ekspertów i sporo jest o nim w moim dzienniku. Nie było mi z tym wygodnie i o tym też piszę, miałem poczucie tkwienia w rozkroku. Kręgi "korowskie" to było środowisko, jeszcze wtedy tak nienazywane, przez które ja, student z prowincji, trafiłem do ruchu opozycyjnego na początku lat 60., a Kuroń i Modzelewski to byli moi idole. Ale wtedy, w Sierpniu, nie miałem wątpliwości, że rację w tym sporze, rację czasu oczywiście, bo nie różnił nas stosunek