jakby wyleniały, z nosem jak haczyk, z nieruchomym spojrzeniem. Na tle tej ściany zalanej słońcem wygląda jak sęp na piaszczystej, <page nr=113> rozgrzanej pustyni. Cicho czatuje na jakiś ochłap, na soczysty kęs mojej prywatności. Prawie nie patrzy w inna stronę. Kiedy go przez chwilę nie ma, otwieram okna i wpuszczam trochę światła. Kwiaty już zupełnie zwiędły od tego mroku. Nie mam pojęcia, czemu tak się boję, czemu on mnie tak niepokoi. Może to jego wygląd, nie wiem.<br>Wpadam w jakaś paranoję. Kiedy wracam wieczorem, rozglądam się, czy ktoś za mną nie idzie, czy ten staruch nie czai się gdzieś w ciemnościach, gotowy skoczyć