sobą zlały, postarzyły tę twarz o dobrych kilkadziesiąt lat, to już nie była śliczna młodziutka panienka, to była kobieta z brązowymi cieniami pod oczyma, ze zmarszczkami i grymasem wokół ust, który mógłby wskazywać na to, że jest to osoba ciężko doświadczona życiem. Prawdę powiedziawszy, to już nie był portret Karoliny Lechickiej. <br>Chryste Panie, radca złapał się za czoło. Ogarnęła go złość na siebie i jednocześnie żal, że tak źle się obszedł z jedyną pamiątką rodzinną Eweliny. Przecież nie mógł jej przekazać portretu w obecnym stanie. Nie wiedział, czy można go jeszcze uratować, powinien spytać o to konserwatora. Ale gdzie kogoś takiego