drzewiami, mirty, luleby, tykanie starego zegara - ludzie sprawdzają uprzęże przy świetle latarni.<br>Pod koniec lata ksiądz Bańczycki kupił parę łosząt od żołnierzy węgierski ch i przyprowadził je na swoje gospodarstwo.<br>Nie zwracając uwagi na drwinki gospodarzy z Hucisk, począł je intensywnie odżywiać, czyścić wiechciakami i umyślnie uszytą przez Kwellera szczecianką.<br>Łoszęta były chore, zagonione, pokaleczone, z fistułami i zołzowate.<br>Ksiądz Bańczycki dwa razy w nocy łaził do stajni, zarzucał siano, podścielał suche, sprawdzał uwiązanie i macał tęchniejące zołzy.<br>W głuchą j esień obłożył ściany chlewów liściastą zahatą, podwoił obrok i dogadzał łoszęciarni jak zawodowy hodowca.<br>Gdy tylko noc zapadała, Kweller wyłaził