ludzie! Wpędzicie do ziemi! Won! Won! Polek rzucił się do ucieczki. Biegł na oślep przez krzaki, przez żyto, przez ugór kamienisty. Zatrzymał się potem i ze zdziwieniem stwierdził, że dom Puciałłów leży w dole jak wielki kamień, że on, Polek, znalazł się na skraju lasu, który wiódł do Górnych Młynów. Machinalnie uniósł ramię podrapane przez maliny, skąsane przez rzeżuchy. Ssał je patrząc w stronę willi okrytej runem winogradu. Później opuścił ręce i zachrypłym głosem krzyknął:<br>- Do widzenia, Wisiu! Nic mu nie odpowiedziało, nawet echo. Poczuł więc nagłą rozpacz i potrzebę sprowokowania losu.<br>- Żegnaj, Wisiu! Tak zawołał i z gorzką świadomością dokonania