szybko i złapałem żołnierza za ręce: - Puszczaj, puszczaj - szeptałem - to nasz, to nie Niemiec, to Francuz. - Żołnierz wypuścił go. Na ziemi leżał niewielki Francuzik w berecie, szaliku, mundurze wojskowym i przewracał oczami.<br>- Skąd wiesz, że to Francuz?<br>Wytłumaczyłem mu. Zamyślił się, podrapał w głowę przez czapkę i powiedział:<br>- Polaków ratuje Matka Boska, oni się już tylko gównem mogą ratować.<br>Przyprowadziliśmy przerażonego Francuzika do przytomności. Wytłumaczyłem mu, że jest wśród przyjaciół i że pójdziemy razem. Poczęliśmy się czołgać blisko siebie. Trwało to z pół godziny, szczekały jakieś psy, parę razy rozległa się salwa karabinów. Musieliśmy już minąć granicę, ale czołgaliśmy się dalej, wreszcie