to tam, gnane wichurą. Na brzegach trzaskały drzewa, tu i ówdzie, rażone piorunem, płonęły jak olbrzymie pochodnie. <br>Rybak wiosłował, ile tylko miał sił. Pot spływał mu kroplami z czoła. Już, już byli blisko brzegu, gdy niewidzialne ręce rzuciły łódkę z powrotem na fale. Roztańczona kręciła się jakiś czas w miejscu. Mocował się rybak z wichrem i falami, ale już było za późno. <br>Na zegarze gwiazd wybiła godzina dwunasta. Lilia zsunęła się do wody i nagle zniknęła. Piorun uderzył jednocześnie w chatę matki rybaka. Spłonęła, zanim ludzie mogli ugasić płomienie. <br>Wojtek stał na brzegu, przyzywał Lilię, aby wróciła, prosił, błagał najczulszymi słowy... Ale