zły,<br>przewlekł mu przez pysk uzdę. - Stój, cholero! - Złapał bat. - Stój,<br>mówię, bo jak cię!...<br> - Stoi przecież, czego chcecie - powiedziała matka. - Przy takim<br>gospodarzu, to jak baranek ten wasz koń.<br> - Gdzie on, cholernik, baranek. Po skórze baranek. A w środku diabeł<br>kipi. Po kopaniach sprzedam cholerę. Poorzę, posieję i sprzedam. -<br>Nabrzmiały złością głos zaczął mu się jednak kruszyć i prawie z żalem<br>powiedział: - Niech tak nie doczekam, sprzedam. A wy kto jesteście?<br> - Wysiedleńcy - powiedziała matka.<br> - Aaa... To może byście kartofli sobie trochę wzięli?<br> - Wzięlibyśmy, ale jak? Musimy za tym butem.<br> - A modliliście się do świętego Antoniego? - pierwsza z kopaczek<br>zdyszana dopadła