w sobie sens sędziowania, udzielania porad prawnych, zaprzeczał arbitralności czy nawet obiektywności sądu. Tak naprawdę był człowiekiem, który radził sobie o wiele lepiej w momentach, w których wycofywał się z orzekania, w których mógł zostawić ślad swojej sędziowskiej nieobecności, pole dla nieokreśloności, wolał zakończyć zdanie wielokropkiem, znakiem zapytania niż sentencją.<br>Nadzwyczajność mojego znaleziska po prostu zniewalała. Czułem się jak Schliemann odkrywający mityczne Mykeny, dawno zapomnianą cywilizację, która nasze wysiłki, a szczególnie rezultaty tych wysiłków, czyni całkowicie wtórnymi. Jeszcze raz powtórzyła się historia, jeszcze raz zatoczyła małe koło, wpisane w system coraz większych, stykających się w jednym punkcie. Musi istnieć jakiegoś rodzaju