grabiami. Jedno moje słowo<br>mogłoby mu dopomóc, tylko że nigdy potem nie miałbym pewności, czy mnie<br>właśnie za pokorę nie uderzył.<br> Ucisk jego rąk na drzewcu jakby zelżał nieco, ale raptem stał się<br>znowu mocny, mocniejszy niż przedtem, i znowu puścił, że już mało co go<br>czułem w swoich dłoniach. Nie śmiałem zniżyć spojrzenia, by się<br>przekonać, czy te ręce jego jeszcze tam są razem z moimi rękami na<br>grabiach, czy to tylko pozostałość po jego uścisku.<br> - Ty... ty.... - już mi tylko doznaną przykrość wypominał, był zmęczony,<br>twarz mu zelżała, oczy wypłynęły z głębokości, a ręce gdzieś opadły,<br>niknęły z moich dłoni