bukłak, napełniłam go taką zlodowaciałą, brudną i zbryloną kaszą śnieżną.<br>- Będziemy mieli na drogę - powiadam. Diego też się tymczasem orzeźwił, nassał lodu i umył twarz. Spoglądam ku siodełku. Jasno tam. Ani jednej chmurki. - Diego - pytam - co jest za tym siodełkiem? Czy od razu zaczyna się królestwo Francji? - Nie wiem - westchnął. - Nie wiadomo, co się pokaże po tamtej stronie. - I zaczął o tym, że nie będzie muzyki sfer; że może być gorzki piołun, że Bóg zatruł jabłko, i o tym wszystkim, co już opowiadałam Wielebnym Ojcom, o wysokim brzegu, i kto kogo zepchnie. - Pamiętasz - dodał - co ci mówiłem dzisiaj w nocy, kiedy wróciłaś do