Typ tekstu: Książka
Autor: Czeszko Bohdan
Tytuł: Powódź
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1975
Do widzenia, Adamie.
Zasalutował hajtla, wziął z kąta widły, brzęknął łańcuchami i wyszedł.
Stary przypuszczał, że on był tutejszy.
Tak mi kiedyś opowiadał.
Zygmunt ma to po swoim starym.
Płytkich, byle jakich mogił była to moc, stały zenitki na wydmach, wszelakiego szmelcu leżały tu ogromne sterty, i nie tylko szmelcu.
Niejeden tu sobie pożył z tego śmietnika przez parę lat i po dziś dzień żyje, jeśli się rozfartował.
Wystarczyło byle gdzie wetknąć łopatę, kiedy się zagon pod warzywa szykowało, żeby o czerep zahaczyć albo o hełm.
Zimą po nocach, kiedy gwizdał sztorm i huczał w tych pustych lufach armat jak na
Do widzenia, Adamie.<br>Zasalutował hajtla, wziął z kąta widły, brzęknął łańcuchami i wyszedł.<br>Stary przypuszczał, że on był tutejszy.<br>Tak mi kiedyś opowiadał.<br>Zygmunt ma to po swoim starym.<br>Płytkich, byle jakich mogił była to moc, stały zenitki na wydmach, wszelakiego szmelcu leżały tu ogromne sterty, i nie tylko szmelcu.<br>Niejeden tu sobie pożył z tego śmietnika przez parę lat i po dziś dzień żyje, jeśli się rozfartował.<br>Wystarczyło byle gdzie wetknąć łopatę, kiedy się zagon pod warzywa szykowało, żeby o czerep zahaczyć albo o hełm.<br>Zimą po nocach, kiedy gwizdał sztorm i huczał w tych pustych lufach armat jak na
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego