przybierał pozycję strzelecką. Na parapecie okienka stał wysłużony radiomagnetofon "Kasprzak" przyniesiony tu pewnie z sali dowódcy warty, gdyż tylko jeden taki mieliśmy w jednostce. Leciała z niego głośna rockowa muzyka, na którą zebrane towarzystwo nie zwracało najmniejszej uwagi. To ciemne pomieszczenie rozświetlała zwisająca z sufitu, słaba, chyba zaledwie czterdziestowatowa, żarówka. Niemalże całkiem brązowa, tak ja muchy obsrały więc, dobrze oświetlała tylko znajdujący się pod nią stolik, dalej panował już półmrok. Na widok wchodzącego do świniarni chorążego Kotarbińskiego jeden z grających w karty trepów zerwał się z ławy i podbiegł do drzwi.<br>- Ech, Kotarbiński, Kotarbiński! - witał go wylewnie. - Ciebie po wódkę, to