rzekł krótko tamtan podając dłoń panu Ksaweremu. - Od dziesięciu lat <hi rend="spaced">na reformie</>, czyli... jak by to rzec, na łaskawym emeryckim chlebie, psia ich mać kongresowa!<br>- Ale w naszych stronach to chyba niedawno.<br>- Trzy miesiące... tak! - skinął pułkownik głową już nieco siwiejącą. - Dymisję wziąłem, co prawda, w roku... hę, w osiemnastym! Niepodobna było służyć pod tym... psia jego mać, wielkim książęciem!... Niby, Konstantym...<br>Pan Ksawery spojrzał na pułkownika przyjaźnie, jakby z milczącym uznaniem.<br>Za to gospodarz, nierad tematowi, niechętnie machnął prawicą.<br>- Jak Bóg miły, przesadzasz, Piotrusiu!<br>Lecz pułkownik nie myślał się spierać.<br>- Miało się trochę gotowego grosza... - mówił poufale w stronę pana