Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
idziemy na
przechadzkę po korytarzach, wyglądamy oknem wsparci łokciami na
parapecie.
Z bliska tak ostro nie widać krat.
Markiz drży.
Ramię w ramię stoimy oparci w oknie.
I wyczuwam to jego uporczywe drżenie.
Gdzieś są szpary, ciągnie trochę od okna.
- Niech pan pójdzie włożyć szlafrok - wysyłam go
zniecierpliwiony.
- Nie, nie! Nieważne!... - mówi.
- Wie pan, ten niemiecki profesor dzięki Akcji T4, bo to się
nazywało Akcja T4, uśmiercanie takich wariatów jak my, otrzymał do
swoich badań sześćset mózgów...
I patrzy na mnie w sposób bliski politowania.
- Dość! - podnoszę rękę zasłaniając się dłonią.
- A nie, synku! - mamle markiz.
- Nie, nie, synku...
To trzeba
idziemy na<br>przechadzkę po korytarzach, wyglądamy oknem wsparci łokciami na<br>parapecie.<br> Z bliska tak ostro nie widać krat.<br> Markiz drży.<br> Ramię w ramię stoimy oparci w oknie.<br> I wyczuwam to jego uporczywe drżenie.<br> Gdzieś są szpary, ciągnie trochę od okna.<br> - Niech pan pójdzie włożyć szlafrok - wysyłam go<br>zniecierpliwiony.<br> - Nie, nie! Nieważne!... - mówi.<br> - Wie pan, ten niemiecki profesor dzięki Akcji T4, bo to się<br>nazywało Akcja T4, uśmiercanie takich wariatów jak my, otrzymał do<br>swoich badań sześćset mózgów...<br> I patrzy na mnie w sposób bliski politowania.<br> - Dość! - podnoszę rękę zasłaniając się dłonią.<br> - A nie, synku! - mamle markiz.<br> - Nie, nie, synku...<br> To trzeba
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego