gram czystej. <br>Wyjęła zatłuszczony kieliszek ze zlewu, postawiła na mokrej ladzie, złapała butelkę "czyściochy" z niechlujnie przylepionymi resztkami laku dookoła wylotu butelki, nalała pod miarkę i popchnęła w moją stronę bez słowa. <br>Wypiłem jednym haustem. <br>- Na drugą nóżkę - zaordynowałem. <br>Barmanka bez słowa, nie przysuwając nawet kieliszka do siebie, nalała powtórkę. Nigdy w życiu nie piłem przy barze z brudnego kieliszka po prostu stówy czystej na stojaka. Nie dlatego, żebym był abstynentem. Nie. Popiłem sobie nieraz z kumplami, czasem nawet "wedle palca", ale picie przy bufecie, samotnie, wydawało mi się zawsze czymś prymitywnym, czymś dobrym dla amatorów samobójstwa bez widoków na skuteczne narzędzie. Ale