spotykał się ten przypływ jej pobożności. Gdy zapowiadała, że<br>wychodzi na majowe, na sercowe, na różańcowe, na nieszpory, gorzkie<br>żale, wszyscy w domu przyjmowali to z ulgą, a już babcie wzdychały z<br>nadzieją, że Bóg jej może da za to dobrego męża w przyszłości, nie<br>pijaka, a przy tym bogatego. Obruszała się zwykle, że nie myśli jeszcze<br>o mężu, myśli tylko, żeby zdać maturę i dostać się na studia. Babcie<br>więc spuszczały trochę z tonu, tłumacząc się, że przecież nie chodzi,<br>żeby teraz, lecz kiedyś, w przyszłości, przyjdzie przecież na to czas,<br>bo przyjść musi. Teraz, pewnie, że nauka najważniejsza. Żeby jednak