na "swoje" <br>dzieci oczyma, które stają się zupełnie złote <br>i ciepłe, jak gdyby były nalane słońcem (ja nie <br>miałam jeszcze nigdy prawdziwego dziecka na ręku!). I widziałam, <br>jak odpycha mnie i tamte dziewczęta chłodnym i wyniosłym <br>spojrzeniem, udaremniając próbę wszelkiego zbliżenia. <br><br><br>Nie. Nie czułam ani obrazy, ani goryczy, ani gniewu. Ogarniał <br>mnie tylko straszliwy i bezradny żal, że chyba już <br>nigdy... <br><br>I co wieczór w "dobrach mego ojca w Katalonii" zakwitały <br>dla Adeli najdziwniejsze kwiaty, dojrzewały złociste morele <br>i rubinowe winogrona, rozścielały się makaty z jedwabiu <br>i złotogłowiu, przetykane klejnotami... <br><br>Ale nadaremnie. Adela pozostawała niewzruszona. <br><br>I wówczas to właśnie, pewnej nocy