szeroko i szczerze. Mrugnął do mnie, a ja odmrugnąłem. On jeden z całej piątki siedział swobodnie. Widać, że miał dystans do sprawy. Przestałem się denerwować.<br>Stwarzałem miraże przedmiotów, ludzi i zwierząt. Kazałem im tupać, warczeć, ćwierkać, prychać. Przywoływałem stworzenia z baśni, a na wyraźne życzenie Wiatru Na Szczycie - "<orig>zdziwiaczki</>".<br>Zamieniłem Okrągłą Salę w jezioro. Wokoło pływały ryby, kołysały się wodorosty. Bąbelki powietrza jak sznureczki drobnych pereł pędziły ku odległej powierzchni wody, kołyszącej się nad nami niczym wielkie lustro. Wąż wodny gonił drobną rybkę, unosząc kłębki mułu spomiędzy kamieni. Porwał ją i połykał wolno, wydymając pasiaste gardło. Bezczelny kolcogrzbiet podpłynął do najbardziej