dziwnych, białych. W domu nie było łazienek i ubikacji - za potrzebą chodziło się krętymi ścieżkami przez malinowy zagajnik do drewnianej sławojki, usytuowanej w kącie ogrodu, niemal przy ulicy, prowadzącej do nowoczesnego blokowiska. Mężczyźni, oczywiście robili sobie mniej ceregieli korzystając z gęstego żywopłotu leszczynowego odgradzającego posiadłość cioci Zosi od ogrodu państwa Orzechowskich. Ale mężczyzn w tym domu nie było, albo prawie nie było: w tym "domu kobiet" mieszkała rozwiedziona ciocia, jej stareńka matka, a dla mnie Babunia - wdowa oraz trzecia kobieta - siostra Babuni, sroga i nie lubiana pani Celina. Pani Celina, owszem, miała męża - staruszka, sparaliżowanego od połowy i poruszającego się na