nad rozdrażnieniem. Z rękami wciśniętymi w kieszenie pantalonów przemierzał pokój krótkim, nerwowym krokiem; od stołu do drzwi i z powrotem.<br><page nr=207> Naraz zatrzymał się przed tym trzecim, siedzącym nieruchomo w rogu kozetki, pod ścianą, w zielonym cieniu.<br>- Słyszałeś, Ludwiku! - zawołał chrapliwie. - On myśli o rewolucyjnym rządzie z panem Niemcewiczem, z panem Pacem, z jaśnie oświeconym księciem Adamem!... Na to trzeba być, prawdziwie, niemowlęciem politycznym!... Słyszałeś, eunuchów chce zaprosić, aby byli stróżami świętego ognia rewolucji!... Starców bezzębnych, co jeszcze tylko mamić potrafią kredytem zasług, prawości i cnoty, w Polsce wielowładnym!...<br> Tamten uśmiechnął się w nieokreślonym kierunku.<br>A Mochnacki już do stołu się rzucił