walił - to na płasko, <br>w plecy. Dudniło, chrząkał zadowolony, każdy dupek <br>bije w słupek, kameduło - mówił bez sensu <br>i odchodził, zacierając ręce. Prosiło się, żeby <br>go nazywać Dupek, ale to było powszednie, bez fantazji, Kameduła <br>brzmiało tajemniczo i z cudzoziemska, górnolotnie.<br>- Palisz... - stwierdził fakt oczywisty Adam. <br>- Ja? - zdziwił się Ignaś. - Palacz, <br>kameduło, w kotłowni, nie ja. Zimno tu. Dreszczy od słońca <br>dostał. Zatkało się w kominie, przybytkiem wychodzi, <br>widzisz, jaki dobry cug? - pokazał sinawe pasmo nad głową. <br><br>- Dukaty - pociągnął nosem Adam. <br>- Szpenio! - pochwalił go Ignaś. - Masz węch. <br>Prawie zgadłeś. Belwedery, kameduło. Ostatnie. Od jutra <br>przechodzę na sianko. Siła wyższa, bo chociaż