uczniami, nauczycieli, dla których pomieszczenie klasy było swoistym poligonem, gdzie dowolnie mogli sterować swoją frustracją, życiowym niespełnieniem.<br>Całą złość wyładowywali oczywiście na uczniach, którzy nie dawali sobie rady, nie potrafili się odnaleźć, sprzeciwić się; słabość może być przecież skonfrontowana tylko z inną słabością, wobec której udaje siłę i pewność siebie. Pedagodzy wykorzystywali więc każdą wolną chwilę, tak jakby im zależało nie tylko na zniszczeniu danego istnienia, ale na zniszczeniu go jak najszybszym. Doprowadzało ich do wściekłości to, że ktoś może się nie złamać w czasie przez nich przewidzianym, że jeszcze wierzga, próbuje się bronić, rękami i nogami trzyma się dalekiej, nieznanej