i zachwycić się smugą jesieni, gdy ciągną, nieodmiennie od tysiącleci, wędrujące w cieplejsze krainy dzikie gęsi.<br>Wstał, nie liczył czasu, już po północy. Niechętnie spojrzał na zegarek. Dochodziła druga. Ostrożnie, na dwa palce, odsunął zasłonę, sypnęło kurzem, kurz nieomal parzył. Na tle wybłyszczonego mrozem nieba drzewa czerniały w strzępiastych kleksach. Pora do łóżka. Róża jeszcze nie spała. Może się obudziła. Miała ciężkie, chore powieki i przetłuszczoną cerę, leżała z rękoma skrzyżowanymi na wiotkiej piersi. Dopalała się świeca. Przy świecy książka, z książki wypływała czerwona wstążeczka, zakładka. Postał nad nią, zanim do końca otworzyła oczy.<br>- Ty też nie śpisz? Pisałeś? - cicho zapytała