został wybrany, gdy miałem szesnaście lat, ciągnął i ciągnął mnie aż do czterdziechy, i dociągnął. I oto stoję teraz na tym podwórcu, obok granatowego volvo księdza biskupa, i czuję, że odchodzi ojciec i zostawia mnie, starego, już ulepionego, i w gruncie rzeczy żaden bunt ani żadne dopełnienie się nie zdarzy. Przebalowaliśmy razem te dwadzieścia kilka lat, ty, drogi ojcze, odchodzisz, misję swą spełniłeś, aż z naddatkiem spełniłeś, a ja, cóż, zestarzałem się z tobą i nie dojrzałem: ani do buntu, ani do rozumnego posłuszeństwa. Mam ci teraz zgotować pogrzeb? Okay, to mogę zrobić. Wyrychtuję taki, że przebije się nawet przez te