pulpit, oczywiście zrodzony z lektury Ehrlego. Tym razem jednak przypominal również karuzelę. Obracała się, zjeżdżałem i wznosiłem, a mojej ekwilibrystyce i rotacjom, tak jak w tamtym śnie, przypatrywali się ludzie z kurii. Min nie mieli groźnych. Raczej byly onę przerażone. Krzyczeli coś, lecz ich słowa nie dochodziły do moich uszu. Przelatując koło nich śmiałem się, wymachiwałem rękami i rzucałem im jakieś żarty, aż pod koniec snu nareszcie i oni się rozweselili.<br><br><tit>XXVIII</><br>Przez następne dni, czekając na dokument stwierdzający, że mój ojciec obrał miejsce zamieszkania na terenie diecezji toruńskiej, wypełniam czas zwiedzaniem Rzymu. Wychodzę po śniadaniu, wracam na obiad, znów wychodzę