i tylko - w tym momencie - sobą, ponieważ obok niego idzie "ktoś identyczny i tożsamy". On sam, bohater, już dojrzały, może trzydziestoletni... idzie w świat z własnym sobowtórem, do którego nie czuje "nic, nic, nic"... A zatem w tym tylko momencie uwolnienia, opuszczenia, zapomnienia - w "zobojętnieniu błogim" - czuje się naprawdę sobą. Quasi-sobowtór pełni tutaj rolę "właściwego ja" bohatera: osiągnięcie stanu wolności (możliwości) zostaje rozpoznane jako najbardziej własne, budujące tożsamość.<br>Jaki stąd wniosek? Chyba ten, że będzie się on teraz starał utrzymać nieco bliżej owego stanu pustki i swobody (albo wewnętrznej dyspozycyjności), jakiego zakosztował, uwolniwszy się od obecności Młodziaków. Ale to nie