z Wozu - Reynevan, mimo wszystko, nie miał jakoś zaufania. <br>Urban Horn parsknął znowu, wzruszył ramionami. <br>- Tuszę, że w stronę Strzelina wam droga. Wyprzedziłem na gościńcu podróżnego, tamże zmierzającego. Jeśli pozwolicie sobie doradzić, lepiej by było o podwodę się pokłonić, niż tu nad złamanym kołem do nocy sterczeć. Lepiej. I bezpieczniej. <br>Rabbi Hiram ben Eliezer obrzucił swój wehikuł tęsknym spojrzeniem, ale kiwaniem brody przyznał obcemu rację.<br>- A teraz - obcy spojrzał nad las, na wierzchołek świerka - bywajcie. Obowiązek wzywa. <br>- Myślałem - odważył się Reynevan - żeście ich tylko straszyli... <br>Jeździec spojrzał mu w oczy, a wzrok miał zimny. Wręcz lodowy. <br>- Straszyłem - przyznał. - Ale ja, Lancelocie