mokotowskich, przynosi strzał. Alina jęczy przez zajęte pocałunkiem wargi, przytulając się jeszcze bliżej. Pochylił się jeszcze raz nad jej oczami. Są przymknięte, jakby z ogromnym przejęciem usiłowała sobie coś przypomnieć.<br>Skrzypnęła furtka.<br>Pierwszy szedł Zygmunt. Za nim, z niewielką teczką, wysoki, postawny mężczyzna, którego bary kryły jakiegoś niepozornego trzeciego człowieka. Radiostacja miała grać w ich domu.<br>Zygmunt był dziwny. Zdenerwowany, milkliwy, spieszący się jakoś bez sensu. Wyglądało na to, że uważa się za komendanta stacji, tak pędził radiotelegrafistę, instalował mu antenę w rogu pokoju, wyrzucił ją potem za okno, mówiąc: "To willa, nikt nic nie zobaczy, tylko się nie grzebać..."<br>Wysoki