jedwabiu, w zapachu nokturnów, pochylona nad jej spoconym czołem - sroga, śpiewna, z wielkim liściem palmowym w dłoni. <br>Skoro - dzięki głosowi - Marta osiągnęła wywyższenie aż do poziomu przyjaźni z matką, świat odmienił się tak dalece, tyle przybyło zachwytów, niespodzianek, przerażeń, że na tęsknotę nie było już miejsca. <br>Nastały wreszcie godziny poufności. Róża opowiadała swoje dzieciństwo, epokę Luizy i Michała, później męczarnie w Petersburgu, zamążpójście i gorzką samotność. Spacerując z córką, trzymała ją mocno pod ramię, kiedy młodzi ludzie mijali je z ukłonami. <br>- Czy ten brunecik podoba się tobie? Albo może ten blondyn z chrystusową bródkę? <br>Jeżeli Marta rumieniła się, Róża szeptała: <br>- Nie