nie kończące się szyldy sklepów, jarzące się rubinowo papiery lampionów, gęstwiny hieroglifów - całą tę japońszczyznę, której tak pragnąłem, ku której przebijałem się przez 6 tysięcy mil Pacyfiku.<br> Konnichiwa! Wzorzyste kimono kłania się nam do samej ziemi. Przy kolejnym skłonie dostrzegam złożoną w czarującym, naturalnym uśmiechu buzię. To żona gospodarza Fujimori San. W przeciwieństwie do topornych rysów mego towarzysza małżonka jest uosobieniem gracji, delikatności. Po prostu przepiękna.<br> Wysiadamy i tu, na progu domu, w którym żyją, produkują suszone wodorosty - mori, sprzedają je i podejmują gości, dowiaduję się raz jeszcze, co znaczy japońska żona. Pani Fujimori kłania się. Już nie pamiętam, komu najpierw