Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
sam siedział w ławce... Pamiętaj, że solidarność to sprawa honoru każdego ucznia...

Wracając do domu wstąpiłem do Wani. Ciotka Mandrowska kręciła wyżymaczkę umocowaną do balii i przepuszczała przez nią świeżo wypraną bieliznę. Oczy miała z każdym dniem coraz bardziej wyłupiaste, wole przewalało się z góry na dół jak ugniecione ciasto. Sapała z wysiłku i zmęczenia. Wani nie było.

Chwyciłem oburącz korbę wyżymaczki i obracałem ją tak szybko, że po kwadransie wszystka bielizna była wyżęta.

- Wanieczka poleciał do apteki - powiedziała gardłowym głosem. - Jestem chora, a ci doktorzy nie potrafią leczyć. Poszłabym do szpitala, ale boję się, że już nie wrócę... Nie mogę
sam siedział w ławce... Pamiętaj, że solidarność to sprawa honoru każdego ucznia...<br><br>Wracając do domu wstąpiłem do Wani. Ciotka Mandrowska kręciła wyżymaczkę umocowaną do balii i przepuszczała przez nią świeżo wypraną bieliznę. Oczy miała z każdym dniem coraz bardziej wyłupiaste, wole przewalało się z góry na dół jak ugniecione ciasto. Sapała z wysiłku i zmęczenia. Wani nie było.<br><br>Chwyciłem oburącz korbę wyżymaczki i obracałem ją tak szybko, że po kwadransie wszystka bielizna była wyżęta.<br><br>- Wanieczka poleciał do apteki - powiedziała gardłowym głosem. - Jestem chora, a ci doktorzy nie potrafią leczyć. Poszłabym do szpitala, ale boję się, że już nie wrócę... Nie mogę
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego