się goić, z ubrań pozostały tylko strzępy.<br> Dwudziestego czwartego dnia marszu z trudem już mogli torować sobie<br>drogę. Niskie krzewy nie dawały cienia, a spieczona przez słońce,<br>spękana ziemia tworzyła niezliczoną ilość pułapek dla utrudzonych nóg<br>wędrowców. Członkowie wyprawy byli tak osłabieni, że niektórzy prosili,<br>aby pozostawiono ich własnemu losowi. Strzelecki zmuszał wszystkich do<br>największego wysiłku, twierdząc, że skrub wkrótce się skończy.<br> Rankiem dwudziestego szóstego dnia marszu jeden z krajowców zatrzymał<br>się nagle. Wyciągnął swą wychudzoną szyję, otwartymi szeroko ustami<br>zaczął wdychać suche, palące powietrze. Strzelecki chwycił go pod<br>ramiona. Wydawało mu się, że krajowiec jest już w agonii, lecz usłyszał