Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
kurzu.

- Dzionek jak skowronek - powiedział Franciszek zmuszając się do uśmiechu.

- Co panu jest, panie Franciszku? - zapytałem siadająć przy nim na brzegu łóżka.

- Co mi jest... Co mi jest... - powtarzył. - Słaby jestem... Wstyd się przyznać... Siusiam pod siebie... A żona się gniewa, bardzo się gniewa... Teraz zawiązałem sobie sznurkiem... Może wytrzymam... Syn ma przyjechać z Białegostoku... Słaby jestem...

Pobiegłem do sklepiku naprzeciwko i kupiłem funt śliwek. Wysypałem je na talerz i postawiłem przy łóżku Franciszka.

Spojrzał na mnie, pokiwał z wdzięcznością głową, ale nic nie powiedział. Gdy wychodziłem, westchnął tylko i powtórzył raz jeszcze:

- Co mi jest... Co mi jest... Słaby jestem
kurzu.<br><br>- Dzionek jak skowronek - powiedział Franciszek zmuszając się do uśmiechu.<br><br>- Co panu jest, panie Franciszku? - zapytałem siadająć przy nim na brzegu łóżka.<br><br>- Co mi jest... Co mi jest... - powtarzył. - Słaby jestem... Wstyd się przyznać... Siusiam pod siebie... A żona się gniewa, bardzo się gniewa... Teraz zawiązałem sobie sznurkiem... Może wytrzymam... Syn ma przyjechać z Białegostoku... Słaby jestem...<br><br>Pobiegłem do sklepiku naprzeciwko i kupiłem funt śliwek. Wysypałem je na talerz i postawiłem przy łóżku Franciszka.<br><br>Spojrzał na mnie, pokiwał z wdzięcznością głową, ale nic nie powiedział. Gdy wychodziłem, westchnął tylko i powtórzył raz jeszcze:<br><br>- Co mi jest... Co mi jest... Słaby jestem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego